Dereń i dureń, czyli głupi i głupszy

Każdy może zmieniać świat, ale nie każdy powinien – Oscar Wilde

Pojawiła się propozycja obozu majówkowego Polish Soccer Skills. Przyjąłem ją bez większego zastanowienia, bo tęsknota za moimi dzieciaczkami spędzała mi sen z powiek. Chciałem już choć na chwilę przenieść się do ich świata. Świata marzeń, entuzjazmu i autentyczności.

Oczywiście wiedziałem, że potrzebuję godnego towarzysza. Przejrzałem kontakty. Obdzwoniłem wszystkich i niestety nikt nie mógł. Została tylko jedna opcja. Tak zwana ostateczna ostateczność. Sebastian Dereń. On niestety mógł…

Dogadaliśmy się szybciutko i wiedzieliśmy już, że najbliższą majówkę spędzimy u swego boku łącząc przyjemne z pożytecznym. Pożyteczne, czyli wspólnie spędzony czas, a przyjemne, czyli zarobienie pieniędzy. Albo na odwrót?

I nie będę Wam opisywał tutaj samego obozu, bo był taki jak zawsze w naszym wykonaniu. Jakościowy. Intensywny. Z kilkoma przerwami na kawę, ale umówmy się… zasłużonymi. Nawet nie wiecie jak angażujące jest życie trenera. Co najlepsze – my też nie wiemy.

Bardziej chciałbym się skupić na wszystkim tym, co działo się dookoła. Dlatego, że spędzanie czasu z Sebą budzi we mnie coś, czego nie budzi spędzanie czasu z nikim innym. I nie chcę Was, ani Sebastiana, martwić, ale jest to pożądanie. Tak moi mili. Pożądanie przygód, nowych doświadczeń oraz niekonwencjonalnych rozmów. Czuję, że przy nim coś się we mnie odradza. Jakaś cząstka, która na co dzień jest nieco uśpiona. Uwierzcie mi, że całe życie byłem odmieńcem w swoim podejściu do życia. Brakowało mi tego jednego chociaż człowieka, który by to ze mną dzielił i prawdziwie rozumiał. I przez to, że nigdy takiego nie miałem, jakaś cząstka mnie po prostu stopniowo umierała. I… sprostujmy. Od zawsze miałem cudownych przyjaciół. Ludzi, którzy mnie rozumieli. Ludzi, z którymi potrafiłem śmiać się w niebogłosy. Albo ludzi, z których potrafiłem się śmiać w niebogłosy. Zawiązywałem z nimi głębokie, niezwykle satysfakcjonujące rozmowy. Jednak nigdy nie miałem kogoś o tym samym poziomie energii, miłości do życia, do ludzi, do przygód, spontaniczności i zmian. I szczerze mówiąc, przez pewien czas myślałem, że już nigdy takiego nie znajdę. I miałem rację. Bo to on znalazł mnie.

Chyba nie muszę Wam tłumaczyć, jak bardzo jest to budującym i wyzwalającym uczuciem prawda? Posiadanie bratniej duszy. Która też oczywiście się nieco od Was różni, ale jednak na pewnym poziomie czujecie, że jesteście jednym i tym samym. Podobne tematy. Rozkminy. Podobny styl żartowania. Podobnie nieudany z resztą…

Nie chcę zapędzać się w klimaty fatalistyczne, ale naprawdę nie wyobrażacie sobie nawet, ile ja bym dał, żeby ten człowiek pojawił się szybciej w moim życiu. Gdzie on był, kiedy wyśmiewano mnie za niekonwencjonalność moich marzeń? Gdzie on był, kiedy postrzegano mnie jako dziwaka, który ciągle śmieje się bez powodu i wkurza wszystkich swoją pozytywnością? Gdzie on był, gdy musiałem się dopasowywać do innych, bo nie miałem kogoś, kto pasowałby do mnie?

To wszystko zabrzmiało, jakby to była jego wina. I bardzo dobrze! Hahaha, nie no. Wiadomo, że nie będziemy patrzeć na to zjawisko z poziomu winy. No błagam. To przecież nie przystoi. Ale jak spojrzymy z poziomu akceptacji, to najwidoczniej tak po prostu miało być. I trzeba to przyjąć tak, jak życie nam to zaserwowało.

I wiecie co, tak między nami. Znacie pewnie ten moment, kiedy ktoś uważa Was za przyjaciela, a wy go jedynie za kolegę? To mam nadzieję, że Seba nie ma tak ze mną. I, że wiecie… Ja tutaj piszę elaboraty pochwalne, stawiając go jako wybawiciela na białym koniu. A on pomyśli: nie no w sumie spoko gość. Tylko jakby tą stówę oddał. I ten pasek Gucci…

Ale dobrze, dobrze, żeby nie być gołosłownym chciałbym trochę wprowadzić Was w nasz świat. Świat, który wyrywkowo widzicie na Instagramie czy YouTube. A więc jest to czas na drobną egzemplifikację. Tak, tak kochani. Sprawdźcie śmiało, co to. Się Wam angielskiego, hiszpańskiego uczyć cholera zachciało to teraz macie!

Kiedyś dostrzegłem, że zagadywanie do obcych ludzi samemu nie jest aż tak fascynujące, jak zagadywanie do ludzi u boku kompana, z którym możesz po prostu to potem skomentować. Pocelebrować. Prześmiać. I po prostu wejść w jakąkolwiek interakcję. A przykładowo w sytuacji, gdy coś nie wyjdzie, spalisz żart, coś nie siądzie to możecie pławić się w tym cringu… razem. I to jest budujące. To trochę tak jak Kuba Wojewódzki, który w swoim programie ma publikę. I to właśnie ona nie raz jest dla niego kołem ratunkowym, bo może spojrzeć w ich stronę i zawsze otrzyma, ten niezwykle potrzebny, śmiech. Tak bym opisał Sebastiana. Nie jako publiczność, ale jako to, co ona zapewnia. Poczucie bezpieczeństwa i śmianie się z żartów, które może śmieszne nie są, ale liczy się w nich to, kto je wypowiedział.

Tak więc we wspólnie spędzanym przez nas czasie niesamowicie cenię ilość interakcji z innymi ludźmi, które podejmujemy. To jest coś tak pięknego, że aż czuję zwykłą niemoc wyrażenia tego słowami. One tego po prostu nie oddadzą. Nie oddadzą, ile szczęścia i spełnienia mi to zapewnia.

Pamiętam doskonale sytuację, gdy przechadzaliśmy się tunelem podziemnym, gdzieś koło Centrum. Rozmawialiśmy strasznie głośno, co akurat jest zupełną normą. Wleciał akurat temat, wcześniej nieprzypadkowo wspomnianego, Kuby Wojewódzkiego. Rozmawialiśmy chyba o tym, jak cudownie potrafi zarządzać rozmową. A konkretnie, że jego puenty trafnie nawiązują do wcześniej poruszanych wątków, tworząc swoistą klamrę kompozycyjną.

– Wójewódzki jest bardzo inteligentny – rzuca mijająca nas dziewczyna

– Znasz go? – dopytuję w celu połapania kontaktów

– Nie trzeba kogoś znać, żeby wiedzieć, że jest inteligentny – odpowiada zadziornie

– A więc jestem inteligentny? – nawiązuje błyskotliwie

– Myślę, że nie. – kwituje kwiat polskiej inteligencji

Szkoda, że nie weszła ze mną w tę konwencję rozmowy, bo nie wiem jak dla Was, ale dla mnie był tu niesamowity potencjał zabawy słowem. Serio szkoda. Przeżywałem to jeszcze długo, bo czułem w sobie jakiś taki niedosyt. Do tego stopnia, że miałem ochotę za nią pójść i odegrać to jeszcze raz. Ale szybko się opamiętałem, bo stwierdziłem, że może to nie jest tak, że to ona jest obnażona z poczucia humoru, tylko faktycznie uważa, że ja po prostu jestem głupi. Ludzie! Do czego to doszło, że jak ktoś postrzega mnie jako mało inteligentnego to ja tłumaczę, że: na pewno nie zrozumiał konwencji. Hahaha, to chyba najbardziej prestiżowa próba wybielenia się, jaką kiedykolwiek słyszałem. Przynajmniej z własnych ust.

I zobaczcie… w tym wszystkim chodzi o to, że sam bym takiej sytuacji z pewnością nie doświadczył. Chyba, że sam bym do siebie na głos gadał o tym, jak charyzmatyczną i inspirującą postacią jest Kuba Wojewódzki. Też jest taka opcja. Bo z pewnością wiecie, że akurat dla mnie nie jest to coś nadzwyczajnego. Od zawsze zachęcałem Was wszystkich, żebyście mówili sami do siebie. Przecież czasem warto z kimś inteligentnym porozmawiać. I jest na to złoty tip! Bo jeżeli chcecie to robić w domowym zaciszu, to nie ma z tym większego problemu. Nikt przecież nie posądzi Was o wariactwo. Ale jeżeli macie potrzebę, aby czasem idąc przez miasto, pogadać do siebie, bo chcecie usłyszeć własne myśli, włóżcie po prostu słuchawki do uszu. I koniec. To mikro posunięcie sprawi, że każdy z automatu będzie zakładał, że gadacie z kimś przez telefon. No chyba, że jakieś starsze babcie. One mogą się wyłamać z tego schematu. Dla nich to wszystko jest herezja. Zaczynając od dziur w kolanach, na airpodsach kończąc. Także jedynie one mogą się nieco zdziwić. I, o ile jeszcze widzą, to bym się tym jakoś specjalnie nie przejmował, bo zaraz i tak zapewne o tym zapomną. Tak szczerze, to w ogóle bym się nie przejmował, bo z całym szacunkiem, ale nie jesteście tak ważni, żeby ludzie potem nie wiadomo jak długo o Was myśleli. Migniecie im jedynie w tym wyścigu przez życie. I nie chcę wprowadzać tutaj megalomańskich tonów, bo ja też nie jestem tak ważny. Nikt z nas nie jest. W oczach przypadkowych ludzi, rzecz jasna.

Kolejną sytuacją, uważam, inspirującą i ciekawą było spotkanie wyjątkowo sympatycznej kelnerki w Manekinie, co Sandrą się zowie. Pamiętam, że obaj z Sebą stwierdziliśmy, że ma niesamowity vibe i że naprawdę mało jest takich ludzi jak ona. Podchodziła do stolika, a dookoła rozsiewała się wiosna. Takie właśnie wzbudzała poczucie. Alergicy kichali. Ale inni chłonęli od niej radość i ciepło, które w sobie miała. Czy robiła to dla lepszych napiwków i nauczyła się to udawać, wymuszać? Tego nie wiemy. Ale myślę, że była w tym wyjątkowo autentyczna. Dlatego też, po lekkim zachwycie jej osobą, przeszliśmy do działania. Zgodnie stwierdziliśmy, że trzeba wziąć do niej kontakt, bo lubimy otaczać się takimi ludźmi i jednoczyć ich w większą całość. Zagadaliśmy, Instagrama otrzymaliśmy, chwilę celebrowaliśmy i się naje…. 

I opowiadam o tym, bo uwielbiam jak z Sebą komentujemy zachowania ludzi. Obserwujemy reakcje. Tworzymy scenariusze, które mogłyby się wydarzyć. Mam wrażenie, że tworzymy alternatywną rzeczywistość, w której czulibyśmy się lepiej niż w tej nam znanej. Podkoloryzowaną. Śmieszniejszą. Z ludźmi wyróżniającymi się dystansem i luzem wewnętrznym. Takie sytuacje i takie jednostki jak Sandra utwierdzają nas w przekonaniu, że taka rzeczywistość jest rzeczywiście możliwa.

Z zagadywaniem do ludzi w Manekinie to mam naprawdę sporo dobrych wspomnień. Może dlatego, że sporo w nim po prostu bywam. Do tego stopnia, że jak długo nie wracam do domu to Kondziu dzwoni do Manekina na Placu Konstytucji, żeby zapytać, kiedy wracam. Także naprawdę ta knajpka do mnie przywarła. I szczerze? Mega mi to pasuje.

W innym warszawskim oddziale tej naleśnikarni poznałem kiedyś Adriana. Byłem jeszcze wtedy z ówczesną dziewczyną. Siedzieliśmy na zewnątrz i jedliśmy… zupełnie nie pamiętam co, ale znając siebie mogę obstawiać, że krem z borowików w chlebie. Bo gdy go jem, to jestem w niebie! Nie patrzę za siebie! Pomagam wszystkim ludziom w potrzebie. Niech ktoś jeszcze raz mi powie, że wybitne jedzenie nie jest inspiracją dla wielkich poetów…

Obsługiwał nas niesamowicie miły gość, co najlepsze już wtedy wiedziałem, że to Adrian! Intuicja do ludzi? Plakietki z imieniem… Powiem Wam szczerze, że gdziekolwiek jestem i obsługuje mnie ktoś z imienną plakietką to ode mnie ma gwarant, że zwrócę się do niego personalnie. Tak bardzo lubię to robić. Zawsze widać po ludziach, że czują się wtedy w jakiś sposób wyróżnieni. I nie wiem, czy w nich też wzbudza to taką radość, jak we mnie. Ale wmawiam sobie, że tak. Generalnie wiele rzeczy sobie wmawiam. Między innymi to, że ktoś to właśnie czyta…  

Adi od samego początku był mega komunikatywny. Sympatyczny i otwarty. Od razu wiedziałem, że to piłkarz. Także jak zobaczyłem tą informacje u niego na Instagramie, ani trochę się nie zdziwiłem. I nie, nie miał plakietki: Adrian – piłkarz. Ale za to charaktertyczny dla piłkarza styl poruszania i mówienia. I tego niestety nie jestem Wam w stanie dokładnie wytłumaczyć. Ale swój swego pozna. Po prostu. Dlatego też on przy pierwszym kontakcie spytał:

–  Czemu Cię do tego Bayernu nie wzięli?

Na co ja błyskotliwie:

–  Bo tam nie ma Manekina.

Na co on z niespodziewaną kontrą:

–  Jakbyś został to jeden już by był.

Plus jeden dla kolegi. Szybkie. Ze smakiem. Idealne. Takie small-talki to ja lubię. Gdy zjedliśmy posiłek i już mieliśmy z partnerką wychodzić, zawróciłem się na pięcie i poszedłem do niego, żeby spytać o jakiś kontakt. I tak jak zagadywanie w takich sytuacjach do płci przeciwnej nie sprawiało mi nigdy problemu, tak do osobnika płci męskiej już ociupinkę tak. Czułem lekki dyskomfort wywołany polem interpretacji, w które mój rozmówca mógł pobrnąć po usłyszeniu pytania. Więc już na początku temu zapobiegłem budując nieco grunt pod tę rozmowę, który akurat wtedy wydawał się potrzebny nie tyle co jemu, co bardziej mi. „Wiem, że to może dziwne, że obcy facet poprosi Cię o Instagrama, ale…” I tu łatwa w domyśle kontynuacja. Lubię w taki sposób budować zdania, bo mam wrażenie, że zapobiegam odczuciom, które mogłyby się pojawić u drugiej osoby. I tak jakby je uśmierzam. Bo nie powiedzieć, że tłumię je całkowicie. Sytuacje niecodzienne zawsze będą wywoływać mniejsze lub większe zdziwienie. A zaraz za nim będzie galopować dialog wewnętrzny w klimacie: „Co to za gość? O co mu chodzi? Podejrzany typ. Dziwnie się zachowuje. Kto tak robi?” I tak dalej. I tak dalej…

Przyznam, że było to dla mnie naprawdę wyjątkowe zagadanie, bo miałem po prostu obawy, że Adi podświadomie posądzi mnie o przedstawiciela odmiennej orientacji. Ale dzięki właściwej gadce szybko się zorientował, że po prostu bratnia kumpelska dusza znalazła bratnią kumpelską duszę. Pozdro Adi. Dwa naleśniki na słodko!

Ale wracając do wątku Sebastianowego… Cholera. Zabrzmiało to jak zaginiony fragment ewangelii. Wątek Sebastianowy dalej potoczył się w taki sposób, że po kolacji manekinowej, ruszyliśmy w miasto. A w mieście zauważyliśmy grupkę ludzi grających w piłkę. Lub może bardziej piłkę kopiących. Próbujących kopać… nie ważne. Po prostu wkroczyliśmy. Bo poczuliśmy się ewidentnie sprowokowani. Uwierzcie, że gdy ktoś wyciąga przy mnie piłkę, to nigdy nie pozostanę obojętny. Przecież byłem w Bayernie… ?

Zaczęliśmy z Sebastianem świrować. Ja pokazywałem jakieś swoje freestylowe sztuki, co wzbudziło podziw wśród gapiów. Czułem się wyróżniony. Klucz do miasta wręczony! Seba freestylowcem nie był. Więc dałem mu długą piłę, żeby mógł się rozpędzić. Pobiegł tak szybko, że wybiegł w piątek, wrócił w czwartek. Ten poprzedni. I przyniósł nam jeszcze dwa piwa. ?

Połączenie charyzmy, osobowości i uroku osobistego to coś… czego nam z pewnością wtedy brakowało. Ale miło pokopaliśmy sobie piłkę z przypadkowymi przechodniami. Jeden okoliczny menel z taką sugestywnością mnie uściskiwał, że prawie został moim menadżerem. Patrzył na mnie jak na młody „nieoszlichtowany talent, który zamierzał wziąć pod swoje skrzydła. No i wziął. Wypiliśmy z nim te dwa piwa. I tak, jak szybko tę współpracę rozpoczęliśmy, tak szybko ją zakończyliśmy. 

I teraz wiecie… nawet jeżeli coś takiego spotkałoby mnie w pojedynkę to nie miałbym z kim tego wtedy dzielić. Także jestem niesamowicie wdzięczny, że mam bratnią duszę, z którą ramię w ramię jestem w stanie doświadczać życia w sposób, w jaki zawsze chciałem go doświadczać.
Dzięki Seba! ❤

Shopping Cart
Scroll to Top